Przedstawiamy Wam wywiad, który został przeprowadzony z młodą kobietą, która cierpi na jedną z najbardziej rozpowszechnionych chorób w Niemczech. Choroba, która wciąż jest uciszona, tabuizowana i trywializowana. Depresja. W przypadku Mai doszło jeszcze kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, ponieważ używa ona marihuany.
Z medycznego punktu widzenia jest to prawidłowy krok, jednak z prawnego jest to nielegalne. Zapytano ją, jak radzi sobie w próbie uzyskania pomocy, jak ogólnie radzi sobie ze swoją przestępczą sytuacją i jak walczy z powrotem do życia.
Dziś rano jej świat był jeszcze w porządku. Przynajmniej znów pojawiła się nadzieja, którą burnout odebrał jej w ciągu ostatnich miesięcy. Zbliżała się jej wizyta w klinice. Klinika dzienna – antropozoficzna – holistyczna – alternatywna! Wszystkie słowa, które skłoniły ją do wybrania tej kliniki.
„Jestem trochę wyjątkowa”, mówi, ale kto nie jest? Mam ADHD i używam marihuany od ponad 15 lat, aby zasnąć. Pomaga mi to bardzo dobrze i nie ma żadnych skutków ubocznych – to błogosławieństwo po tym, jak prawie uzależniłam się od tabletek nasennych, opioidów i benzodiazepin w desperackim poszukiwaniu odpowiedniego leku!
Wszystkie są silnymi środkami uspokajającymi, z wieloma efektami ubocznymi i wysokim potencjałem uzależnienia. Maja wie, że nie chce już tykać żadnego ze środków i była pewna, że klinika antropozoficzna zaspokoi jej potrzeby. Czekała 3 miesiące na przyjęcie do szpitala. 3 miesiące lęku, paniki, depresji i kurczącego się kręgu przyjaciół. „Dla mnie to wszystko było warte poświęcenia. Chciałam iść do kliniki!”
Jednak znalezienie miejsca do terapii jest ciągle rosnącym problemem, szczególnie w dużych miastach. Listy oczekujących są pełne dla prawie każdej terapii. Nawet listy oczekujących na diagnozę ADHD i ASS (spektrum zaburzeń autystycznych) są w Berlinie tak pełne, że czasami są nawet zamknięte.
Na diagnozę w klinice czeka się od dwóch lat w górę, na miejsce w dziennej klinice około trzy miesiące, na przyjęcie do szpitala też czeka się około tyle czasu. W Niemczech na leczenie ambulatoryjne ludzie czekają średnio 4 miesiące, ostatnie sprawozdanie z czasopisma medycznego było pod koniec 2018 roku.
„W końcu po kolejnym 3-miesięcznym oczekiwaniu i miesiącu biurokratycznego szaleństwa udało mi się”, relacjonowała później, „cała moja nadzieja leżała w tym pobycie. Jestem tylko cieniem mojego dawnego ja.”
Autobus gwałtownie się zatrzymuje, chłodny, leśny wiatr zwiewa Mai włosy z jej twarzy. Podniecenie jest wypisane na całej jej twarzy. Podobał jej się też fakt, że klinika była w lesie. „Boisz się i jesteś osaczona. Przecież ludzie, którym masz mówić o swoich problemach, są zupełnie obcy. Myślałam, że otoczenie pomoże mi się zrelaksować.“
Maja dużymi krokami idzie po rozległym terenie. Napięcie jest w niej wyraźnie zauważalne. Po przybyciu, dwoje dużych, szklanych drzwi otwiera się automatycznie. W rejestracji nikt nie ma czasu. Maja ma siedzieć i czekać. Wszyscy są bardzo zabiegani. Podobno jest dzień przyjęcia do szpitala.
„Czas oczekiwania był niezwykle wyczerpujący”, mówi Maja, „cały czas myślisz o tym, co inni mogą myśleć. I co się stanie, i czy naprawdę będziesz musiał wszystko opowiedzieć i czy naprawdę ci to pomoże”, wzdycha głęboko. Maja jest tu sama. Zaufanie komuś jest teraz dla niej trudne. „Może nauczę się tego ponownie. Tutaj muszę wszystkim ufać.”
W końcu Maja jest wzywana. Znika w pokoju z brawurowo wyglądającą starszą panią. W środku zostaje jej wyjaśniona koncepcja kliniki i schemat terapii. „To wszystko wyglądało bardzo skomplikowanie, a ja byłam trochę przytłoczona. Dostałam stos notatek wciśnięty w rękę z pewnego rodzaju planem lekcji. Chciałam się temu bliżej przyjrzeć podczas przerwy obiadowej, w ciszy i spokoju.”
Po około pół godziny wyszła z małego biura z notatkami. Dowiedziała się też, że każdego ranka terapia zaczyna się punktualnie o ósmej, co oznaczało, że musiała wstawać o 5.30 każdego ranka.
„Trochę się o to martwiłam. Od kiedy czuję się tak źle, wstanie z łóżka i tak jest problemem. Jednak samemu też nie radzisz sobie dobrze. Jeśli ta terapia mi pomoże, to ja też muszę tam iść!”
Następnym krokiem była pierwsza rozmowa z psychologiem. Miało to zająć godzinę, ale przedtem była przerwa na obiad. Maja miała rację, najpierw musiała uporządkować swoje myśli, a zwłaszcza liczne notatki.
„Chciałam to zrozumieć, zanim porozmawiam z psychologiem”, mówi. Jest powód, dla którego chciała oczyścić głowę z tej rozmowy. Maja ma ADHD i używa marihuany od młodzieńczych lat, aby zasnąć. Niepokój psychiczny i motoryczny związany z ADHD może być bardzo stresujący, podobnie jak spadek wydajności z powodu bezsenności, i oczywiste jest, że osoba z zakłóconą uwagą będzie bardziej korzystać z wypoczętego mózgu niż osoby neurotypiczne.
Kiedy na 9 marca 2017 roku w federalnym dzienniku ustaw opublikowano ustawę o medycznej marihuanie w Niemczech, Maja nadal zarabiała dobre pieniądze i cieszyła się z życia. Otrzymywała wtedy marihuanę na prywatną receptę, na którą oczywiście nie mogła sobie już pozwolić po załamaniu nerwowym.
Została zwolniona z pracy, a potem straciła swoje mieszkanie. Teraz mieszka na obrzeżach miasta, z dala od pulsującego życia, które wiele lat temu przeniosła do Berlina, i nie była już odporna emocjonalnie. Więc perspektywa pracy, szczególnie tej, która jej się podobała, była bardzo ograniczona.
Zakłady ubezpieczeń zdrowotnych w Niemczech nie płacą za medyczną marihuanę w przypadku ADHS. Nie było badań nad jej skutecznością, brzmi ogólny argument. Ostatni pozew, oddalony w grudniu 2018 roku, klasyfikuje ADHD jako chorobę, która nie jest wystarczająco ciężka, aby przepisać konopie indyjskie, ale Retalina wydaje się być bezproblemowa. Co więcej, badania amerykańskie wykazują, że konopie indyjskie istotnie zmniejszają objawy ADHD u dorosłych.
Ponadto sąd klasyfikuje konopie indyjskie jako lek, który ma łagodzić poważne objawy, a nie tylko służyć do codziennego radzenia sobie z nimi. Uważny czytelnik będzie miał do czynienia z dwoma pytaniami:
Po pierwsze, co jest ważniejsze niż radzenie sobie z codziennością, aby żyć spełnionym życiem, lub czy radzenie sobie z codziennością nie jest poważnym objawem? Po drugie, dlaczego nie? Dlaczego marihuana nie miałaby pomagać ludziom w radzeniu sobie z codziennością, jeśli działa?
Maja znów była uzależniona od czarnego rynku, choć bezsenności towarzyszyły lęk i depresja. Oba są dodatkowymi wskazaniami dla marihuany. Jednak prasa postrzega obecnie sprawy inaczej, a więc ludzie tacy jak Maja są nieuchronnie przestępcami.
W formularzach zgłoszeniowych, które wysłała do kliniki 3 miesiące temu, na razie nie wspominała o marihuanie. Nie dlatego, że była zakłopotana, ani dlatego, że nie była uczciwą osobą – po prostu bała się, że nie pomoże jej to, że ludzie uważają ją za narkomankę. Teraz była pewna, że temat pojawi się ponownie w pierwszym wywiadzie, a nie była pewna, jak tym razem zareagować.
„Jestem bardzo uczciwym człowiekiem i cieszę się, że mam marihuanę. Próbowałam już wcześniej wielu rzeczy, z najróżniejszymi konsekwencjami. Od kolorowej gamy efektów ubocznych do niemalże uzależnienia, wszystko przerobiłam. I to odkąd byłam młoda.”
Maja postanowiła spróbować wyjaśnić swoją sytuację. Jak mogła poddawać się psychoterapii, gdy nie była uczciwa? Czytała o klinice już dawno temu. Ta klinika leczyła na innych oddziałach wieloma alternatywnymi terapiami, od jemioły po konopie indyjskie. Więc jej szanse były dobre. Jej argumenty były wiarygodne i przekonujące. Przyszła psycholog i poprosiła ją o rozmowę…
Skromnie ubrana kobieta w ciemnym kostiumie wchodzi do pomieszczenia. Maja, która wciąż była zajęta swoimi notatkami i powoli zdawała się rozumieć, przestraszyła się. „Dzień dobry pani Jankins”, powiedziała pani w przyjazny i profesjonalny sposób. „Witam”, powiedziała Maja, i wstała nerwowo z krzesła. Teraz wojna toczyła się o wszystko.
Teraz nadszedł czas, aby zdecydować, czy zostanie wysłuchana, zrozumiana, i czy otrzyma pomoc. Po około godzinie drzwi ponownie się otworzyły, Maja znowu wygląda na trochę roztargnioną i tym razem wyraźnie wyczerpaną.
„Powiedziałam jej”, mówi… „o marihuanie. Chyba mnie zrozumiała, ale chce to omówić z kimś innym.” Maja patrzy w dół, aż chcesz ją wziąć w ramiona, wygląda na tak bezbronną. „Powiedziałam jej też o przemocy, i o moim byłym chłopaku. I co się stało z moim mieszkaniem i pracą… starałam się nie płakać. Obawiam się, że nie mogę tu zostać.”
Maja została zapytana, dlaczego nie odnotowała w swoim wniosku swojej konsumpcji, można było się tym zająć, cokolwiek to miało znaczyć. Dała im tę samą odpowiedź, której udzieliła mi. Minęły minuty, a Maja była trochę bezradna. Gdzieś w tych pokojach, ktoś decydował o jej przyszłości.
Zastanawiała się: Czy powinna była wspomnieć o tym w swoim wniosku? Czy przez to jest niewiarygodna? Z kim właściwie rozmawiała ta psycholożka, co powiedziała, i kto musi o tym zdecydować? Została nagle oderwana od swoich myśli, gdy miła pani, która ją przyjęła, podeszła do niej z przyjazną intonacją. „I co? Zdecydowaliśmy się?” Miała na myśli arkusz z rozkładem zajęć. „Chciałam się tylko upewnić, że wszystko zrozumiałaś i poukładałaś swoje kursy”, mówi i woła do siebie Maję.
„Bo teraz możemy ustalić twój plan terapii na najbliższe kilka tygodni. Spiszę wszystkie kursy, które wybrałaś. Wtedy będziemy wiedzieć, jeśli na którymś się nie pojawisz”, mówi i śmieje się. Maja wydawała się wyraźnie odciążona. Jeśli ta miła kobieta spisała jej kursy, mogło to tylko oznaczać, że udało jej się.
Tymczasem Maja miała za sobą bezsenną noc i przed sobą poranek pełen wrażeń, że nie mogła zjeść śniadania. Chciała tylko, żeby wszystko było w porządku, i iść do swojego łóżka. Prowadziła wyczerpujące rozmowy, wymieniała informacje z innymi pacjentami, odpowiadała na pytania, wybierała kursy, ujawniała rzeczy intymne… Chciała, aby ten dzień się skończył, bo jutro miał być pierwszy dzień jej nowego życia – pierwszy dzień terapii.
Zmęczona i wdzięczna, Maja stanęła na korytarzu i rozmawiała z terapeutą z pierwszego kursu, na którym będzie jutro, gdy nagle psycholog podbiegła do niej od tyłu i chwyciła stos notatek z jej ręki, na którym były zanotowane jej kursy. „Rozmawiałam o tym… pani przyjęcie tutaj nie jest możliwe.”
Maję uderzył piorun i była bliska płaczu. Nawet jej ADHD utkwiło jej w gardle. Nie mogła nic powiedzieć. Nawet terapeuta, który stał naprzeciwko niej, wyglądał na przestraszonego. „Rozmawiałam z moim przełożonym. Nie możemy przyjąć tu nikogo, kto bierze narkotyki.”
Czyż nie wyjaśniła tej kobiecie wszystkiego godzinę temu, nie przekazała swoich obaw, nie powiedziała jej o swoich prawie uzależnieniach i nie poprosiła o pomoc? Czyż nie powiedziała jej, jak ważne jest kontrolowanie strachu i spanie? Czuła się zdradzona!
„Ale spożywam marihuanę tak, że nie muszę brać nic chemicznego”, powiedziała desperacko, gdy znów odzyskała głos. „Dla mnie to nie jest narkotyk, nie robię tego dla zabawy!”
„Nie możesz brać udziału w takiej terapii. Musisz zrobić detoks”, odpowiedziała psycholog surowo i bezlitośnie. „Być może pani problemy są związane z tą substancją.”
„Wyjaśniłam pani, że biorę ją zamiast tabletek nasennych i benzodiazepin”. Nie chcę być uzależniona, tylko spać!”, powiedziała stanowczo i jednoznacznie. Nie obchodziło ją, co ludzie o niej myślą. W oczach psychologa i tak najwyraźniej była narkomanką. Teraz chciała uniknąć, aby inni pacjenci myśleli podobnie, więc usprawiedliwiła się głośno.
„Powiedziała pani wcześniej, że moglibyśmy sobie z tym jakoś poradzić, gdybym od razu coś powiedziała, co miała pani na myśli?” zapytała Maja i miał żarliwą nadzieję na ratującą odpowiedź. „Przyjmiemy panią”, powiedziała oschle psycholog. „Co ma pani na myśli?” spytała uważnie Maja. „Dostanie pani tabletki nasenne do domu i benzodiazepiny na stany lękowe i poradzi pani sobie bez marihuany.
Mai zakręciło się w głowie. Po prostu nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zaproponowała jej kobieta, której opowiedziała całą swoją mękę, od której miała nadzieję uzyskać pomoc i zrozumienie, która wiedziała o jej problemach z uzależnieniem. Wzięła głęboki oddech i nie powiedziała ani słowa, bo i tak nie miały żadnego znaczenia. Widocznie nie chciano Mai tutaj zrozumieć.
Przez lata Maja walczyła o to, by nie uzależnić się, następnie znalazła marihuanę, którą psycholog radził jej nie używać, a następnie ponownie bez zastrzeżeń dostała te same substancje uzależniające. Jedyne słowo, które jej umknęło, było „nie”! To nie może być jej sposób na leczenie. Może są jakieś opcje ambulatoryjne.
„Jeśli nie chce pani zostać, to musimy panią poprosić o opuszczenie naszego szpitala. Tylko pacjenci i lekarze mają tu wstęp”, powiedziała lekarka. Oczywiście nie było w jej interesie, aby Maja żegnała się z innymi pacjentami, a nawet wymieniała z nimi informacje. Może chciałby jej powiedzieć, co myśli, ale zabrakło jej na to siły. Nie wiedziała, co teraz robić, ale najpierw musiała się stąd wydostać.
Podobnie dużymi krokami, jakimi przyszła do kliniki, wyszła za szklane drzwi. Nie chciała teraz płakać, chciała być zła. Czuła się tak bezradna i opuszczona… stała tam sama w środku lasu. Nie posłano nikogo, by złapać ją w tym emocjonalnym chaosie, nikogo, kto by ją bezpiecznie odprowadził na pociąg. Była całkiem sama w lesie. Przygnębiona.
Oczywiście historia Mai nie kończy się tutaj. Walka o jej prawo do pomocy daje jej siłę. W międzyczasie wie, że jest wiele osób, które miały podobne doświadczenia. Nie jest sama ze swoim problemem i znajduje na swojej drodze godnych zaufania lekarzy i pomocnych pacjentów. Podąża zupełnie nową drogą, a mianowicie drogą do legalności medycznej marihuany.